Rzadko się zdarza, aby aneks do ważnej publikacji budził większe zainteresowanie niż ona sama. Pięć lat temu przytrafiło się to Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Krótka notka na dalekiej stronie opublikowanego jesienią 2012 r. flagowego raportu tej waszyngtońskiej instytucji ma szansę zapisać się w historii ekonomii, podczas gdy prognozy dotyczące stanu światowej gospodarki, stanowiące jego zasadniczą treść, żyły w mediach zaledwie kilka dni. Notka dotyczyła bowiem kwestii, która od dekad budziła spory wśród ekonomistów: jak na koniunkturę wpływa polityka fiskalna? Stąd już tylko krok do dyskusji na temat roli państwa w gospodarce.
Kontrowersja dotyczyła dwóch powiązanych ze sobą pytań dotyczących stosowania polityki fiskalnej. Czy zwiększając wydatki publiczne, zwłaszcza inwestycyjne, można wyciągnąć gospodarkę z zapaści? Czy tnąc te wydatki lub podwyższając podatki, aby poprawić stan finansów publicznych, nieuchronnie się gospodarce szkodzi? Odpowiedź na nie można sprowadzić do określenia wartości tzw. mnożnika fiskalnego, czyli stopnia reakcji gospodarki na wspomniane działania. Koncepcję tę sformalizował w latach 30. XX w. Richard Kahn, uczeń Johna Maynarda Keynesa – ekonomisty najbardziej kojarzonego z teorią, wedle której rządy powinny zwiększać wydatki w okresach dekoniunktury. Spór o wielkość mnożnika toczy się od tego czasu ze zmiennym natężeniem, zaostrzając się w „chudych latach" i przygasając w „tłustych". Zgodnie z tym cyklem, po kryzysie finansowym z lat 2007–2009, który wywołał pierwszą od II wojny światowej globalną recesję, co z kolei doprowadziło do kryzysu fiskalnego w strefie euro, mnożnik znów znalazł się w centrum uwagi ekonomistów.
Wydatki państwa a wzrost gospodarczy
We wspomnianym aneksie Olivier Blanchard, wówczas główny ekonomista MFW, i kilku innych badaczy z tej instytucji przyznali, że mnożnik jest prawdopodobnie wyższy, niż zakładali w poprzednich latach. Te wcześniejsze, zaniżone szacunki rzutowały na prognozy Funduszu i jego rekomendacje, m.in. dla pogrążonych w kryzysie krajów z południa strefy euro. Blanchard i spółka oceniali, że w 28 przeanalizowanych przez nich krajach, głównie wysoko rozwiniętych, wskaźnik ten wynosił w poprzednich kilku latach od 0,9 do 1,7, a nie jak dotychczas powszechnie sądzili ekonomiści ok. 0,5. To fundamentalna różnica. Przy mnożniku fiskalnym na poziomie 0,5 obniżenie wydatków publicznych o równowartość 1 proc. produktu krajowego brutto (lub ekwiwalentna podwyżka podatków) poskutkowałoby spadkiem tego produktu tylko o 0,5 proc. To zaś byłby dowód na to, że część wydatków rządu była nieproduktywna. Przy mnożniku fiskalnym na poziomie 1,5 zaostrzenie polityki fiskalnej o równowartość 1 proc. PKB prowadziłoby jednak do spadku PKB o 1,5 proc. A w takich warunkach próby naprawiania finansów publicznych mogą mieć skutek przeciwny do zamierzonego: obniżanie deficytu może zwiększać go w relacji do zniżkującego jeszcze szybciej PKB.
Blanchard, „etatowy" pretendent do Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, apelował, aby z tych nowych wyliczeń nie wyciągać pochopnych wniosków, bo mnożnik fiskalny nie jest niezmienny w czasie i przestrzeni niczym stałe fizyczne. Na próżno. Raport MFW zaczął być wykorzystywany w debacie publicznej, na przykład jako argument, aby złagodzić warunki pomocy międzynarodowej dla Grecji, chwiejącej się jakoby pod ciężarem zbyt restrykcyjnej polityki fiskalnej. Krytycy waszyngtońskiej instytucji, a tych nie brakuje nawet wśród prominentnych ekonomistów (dość wspomnieć noblistę Josepha Stiglitza, którego wydana w 2002 r. „Globalizacja" to w zasadzie akt oskarżenia MFW), uznali publikację za przełom. Oto waszyngtońska instytucja wyrzekła się swojej wiary, którą podobno był neoliberalizm, i nawróciła się na keynesizm, dając autorom polityki gospodarczej zielone światło do walki z kryzysem.
To konstatacja nieco na wyrost. W czasie globalnej recesji nikt nie czekał aż MFW zawyrokuje, czy łagodzenie polityki fiskalnej ma sens. Większość rządów bez wahania sięgnęła po to narzędzie stabilizowania koniunktury, głównie podnosząc wydatki, kosztem zwiększania długu. Nie inaczej było w Polsce: deficyt sektora finansów publicznych skoczył z 1,6 proc. PKB w 2008 r. do niemal 8 proc. PKB w 2010 r. I nie był to efekt załamania wpływów do budżetu w związku ze spowolnieniem gospodarczym (bo te rosły, choć wolniej, niż w poprzednich latach), ale skokowego wzrostu wydatków. Tak samo postępowały rządy USA, Japonii oraz państw strefy euro i Wielkiej Brytanii, nie zważając na obowiązujące w UE limity deficytu. Barwy polityczne były bez znaczenia: stymulacyjną politykę fiskalną uprawiali socjaliści i liberałowie. Krótko mówiąc, nawet jeśli MFW był rzeczywiście apostołem neoliberalizmu – można bowiem mieć wątpliwości, czy neoliberalizm jako spójny zbiór zaleceń dla autorów polityki gospodarczej kiedykolwiek istniał poza wyobraźnią jego przeciwników – to grono praktyków tego wyznania było bardzo wąskie.