Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Brexit pogrąży Londyn?

Nowy Jork umacnia się na pozycji najważniejszego centrum finansowego świata. Londyn traci na znaczeniu z powodu brexitu. Po piętach depcze im Hong Kong. W siłę rosną także inne chińskie huby finansowe – Szanghaj i Pekin.
Brexit pogrąży Londyn?

Czy Londyn przegrał na dobre walkę z Nowym Jorkiem o pozycję najważniejszego centrum światowych finansów? Stawianie takiego pytania jest chyba uprawnione po tym, jak w marcu ukazała się 25 odsłona raportu The Global Financial Centres Index (GFCI jest publikowany dwa razy do roku, w marcu i wrześniu).

Wielkie Jabłko po raz drugi z rzędu wyprzedziło w tym zestawieniu stolicę Wielkiej Brytanii. O ile jednak w rankingu z września 2018 roku zrobiło to o włos (1 pkt.), o tyle w aktualnym powiększyło znacznie punktową przewagę, zdobywając 794 pkt. (Londyn ma ich 787).

Gdy w marcu 2007 roku brytyjski think-tank Z/Yen Group opublikował zestawienie Global Financial Centres Index po raz pierwszy, Londyn wygrywał z Nowym Jorkiem w stosunku 765 pkt. do 760 pkt. Amerykańskie miasto zrównało się z brytyjskim punktami po raz pierwszy w rankingu z marca 2010 roku, ale potem znów przez 4 lata panował niepodzielnie Londyn. Następnie Nowy Jork liderował w zestawieniach nr 15-17 (marzec 2014 – marzec 2015), a potem znów oddał pałeczkę, mimo że nad Wielką Brytanią zawisło od czerwca 2016 roku widmo brexitu, czyli opuszczenia Unii Europejskiej.

Ranking Global Financial Centres Index jest wypadkową 133 czynników obiektywnych (danych statystycznych, wyników poszczególnych miast i krajów w rozmaitych rankingach ekonomicznych) oraz subiektywnych (ankieta rozsyłana do kilku tysięcy pracowników sektora finansowego w 112 miastach, w tym roku odpowiedzi udzieliło ponad 29 tys. finansistów). Od 2016 roku w opracowywaniu raportu uczestniczy China Development Institute (CDI).

Biznes odpływa

Przypomnijmy, że Londyn jest jednym z najważniejszych miast na finansowej mapie świata już od XVIII wieku. To właśnie miasto nad Tamizą jest centrum rynku eurodolarowego i surowcowego. To tam swoje serwery mają najważniejsze agencje informacyjne, takie jak np. Thomson Reuters. To w Londynie znajduje się najważniejsze skrzyżowanie kabli światłowodowych, przez które przepływają transakcje kluczowe dla największych firm finansowych na świecie.

Londynowi sprzyjało wszystko, od otoczenia regulacyjnego po położenie geograficzne. Także globalny status języka angielskiego ułatwił Londynowi odgrywanie roli centrum światowych finansów.

Teraz Londyn słabnie w tej roli nie tylko na papierze, ale przede wszystkim w rzeczywistości. Nie wiadomo bowiem czy i na jakich warunkach Wielka Brytania opuści Unię Europejską. W przypadku „twardego” (bezumownego) brexitu firmy z siedzibą na Wyspach Brytyjskich straciłyby prawo do swobodnego świadczenia usług na terenie UE.

Wielkie banki – takie jak Goldman Sachs, JP Morgan, Morgan Stanley czy Citigroup – wyprowadziły już znad Tamizy sporą część swojego biznesu (300 mld USD aktywów pozabilansowych) do Frankfurtu nad Menem. Bank Barclays planuje przenosiny do Dublina, a francuskie banki BNP Paribas, Crédit Agricole i Société Générale powiększają zatrudnienie w swoich paryskich siedzibach kosztem siedzib londyńskich. W grudniu 2018 roku „Financial Times” oszacował, że jeśli dojdzie do twardego brexitu, Londyn może stracić aż 4,6 tys. miejsc pracy w sektorze finansowym. Według wyliczeń firmy doradczej EY, strata ta może sięgnąć ponad 10 tys. miejsc pracy.

Chwilowe osłabienie?

Brexit zdecydowanie osłabi pozycję Londynu jako ośrodka finansowego – uważa prof. Aneta Hryckiewicz, ekspertka w zakresie finansów i bankowości z Akademii Leona Koźmińskiego. – Wynika to z tego, że banki i inne instytucje finansowe nie będą mogły świadczyć swoich usług w Europie w ramach jednego paszportu. Jest to o tyle ważne dla dużych instytucji, że mają międzynarodowych klientów, a więc muszą mieć możliwość świadczenia usług w różnych krajach Unii. Stąd na pewno pozycja Londynu będzie osłabiona. Niemniej jednak nie wydaje mi się, że to będzie bardzo szybki proces. Obserwując rynek pracy i liczbę wakatów w sektorze finansowym na ten rok, to wciąż jest ich najwięcej w Londynie – mówi prof. Hryckiewicz.

Podobnie sądzi prof. Miriam L. Campanella z Uniwersytetu w Turynie, ekspert European Centre for International Political Economy (ECIPE). – Londyn na skutek brexitu może stracić nawet do 50 proc. swojego europejskiego biznesu. To bez wątpienia wpłynie negatywnie na jego globalną pozycję – podkreśla prof. Campanella.

Londyn ma tak bogatą tradycję jako centrum usług finansowych i tak silny system wspierający świadczenie usług finansowych, że zachowa znaczącą pozycję.

Jednak – według niektórych ekspertów – Londyn jeszcze nie przegrał walki z Nowym Jorkiem. Zdaniem dr Anny Malinowskiej z think tanku Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych (CASE), wyspiarskie miasto ma tak bogatą tradycję jako centrum usług finansowych i tak silny system wspierający świadczenie usług finansowych, że mimo chwilowego osłabienia raczej zachowa znaczącą pozycję. – Możliwe, że instytucje finansowe, które obecnie przenoszą swoje aktywa na kontynent, w dłuższej perspektywie wrócą nad Tamizę – uważa dr Malinowska. – Poza tym warto zauważyć, że zgodnie z raportem GFCI 25, Londyn nadal jest pierwszy w kontekście bankowości oraz regulacji rządowych, a drugi jeżeli chodzi o sektor ubezpieczeń – dodaje ekspert CASE.

Prof. David Blake z Cass Business School sądzi wręcz, że wyjście Wielkiej Brytanii z UE może wzmocnić globalną rolę Londynu jako hubu finansowego. – UE jest protekcjonistyczna, przeregulowana i w pewnym sensie wrogo nastawiona do anglosaskiego modelu finansów i stylu uprawiania biznesu. Dowody? Popatrzmy na katastrofalne skutki MiFID 2 czy Target 2. Poza tym największe banki strefy euro, jak Deutsche Bank czy Commerzbank, są na granicy wypłacalności. Nie martwię się więc zbytnio losem Londynu jako hubu finansowego po brexicie – mówi OF prof. Blake, który poświęcił temu zagadnieniu wielkie opracowanie „Brexit and the City”.

Podobnie uważa dr Bryane Michael z Asian Institute for International Financial Law. – Londyn być może tylko na chwilę ustąpił miejsca Nowemu Jorkowi. Stolica Wielkiej Brytanii jest i pozostanie silna w wielu dziedzinach, a po brexicie może z siebie zrzucić jarzmo wielu unijnych regulacji – mówi „Obserwatorowi Finansowemu” dr Michael. – Poza tym to nie jest do końca właściwe, by postrzegać Londyn i Nowy Jork jako wrogów. W pewnym sensie to są anglosascy wspólnicy. To duopol, a jego dwie części są komplementarne wobec siebie – dodaje dr Michael.

Frankfurt w drodze na szczyt

Tym niemniej w zestawieniu GFCI bardzo szybko pną się w górę Frankfurt, Madryt, Zurych, Edynburg, Mediolan. Czy to możliwe, że za kilka lat Frankfurt lub Zurych – które teraz są już w pierwszej dziesiątce zestawienia – wyprzedzą Londyn, który będzie już stolicą kraju znajdującego się poza UE?

– Rzeczywiście w ostatnim czasie można zobaczyć bardzo intensywną realokację instytucji finansowych z Londynu do innych miast europejskich. W mojej opinii, wiodącym centrum finansowym na Starym Kontynencie w dalszej przyszłości może zostać Frankfurt – uważa prof. Hryckiewicz.

Podobnie sądzi dr Malinowska. – Frankfurt może zyskać na znaczeniu w kontekście unijnym, ale to nie oznacza, że Londyn nie będzie nadal ważnym ośrodkiem w globalnym kontekście. Tutaj wiele zależy od warunków i samego procesu wychodzenia Wielkiej Brytanii z UE – mówi ekspert CASE.

Zdaniem prof. Hryckiewicz, europejskie miasto, które chciałoby wysunąć się na pozycję wiodącego centrum finansowego na Starym Kontynencie, musi się wyróżniać wieloma cechami. – Przede wszystkim musi mieć bardzo dobrze rozwiniętą infrastrukturę biurową, hotelową i mieszkalną. Musi również posiadać odpowiednie zaplecze kadrowe, co wiąże się z istnieniem dobrych centrów naukowych – mówi naukowiec z Akademii Leona Koźmińskiego.

Prof. Hryckiewicz zwraca uwagę, że właśnie Frankfurt nad Menem spełnia wiele z tych warunków. Powołał centrum badawcze SAFE (czyli Sustainable Architecture for Finance in Europe). Inwestował sporo w ciągu ostatnich 10 lat w infrastrukturę hotelową i biurową. Posiada drugie największe lotnisko w Europie. Jest bardzo dobrze skomunikowany z resztą Niemiec i całą Europą.

– Frankfurt ma potencjał, bo Niemcy dysponują realną siłą gospodarczą. Są rynkiem stabilnym i głębokim, który ma decydujące znaczenie nie tylko na kontynencie, ale również w kontekście globalnym – wtóruje jej dr Malinowska.

Chiny w górę

Co ciekawe, trzy lata wystarczyły, aby z pierwszej dziesiątki zestawienia wypadły ważne miasta amerykańskie: Waszyngton, San Francisco i Boston. W rankingu opublikowanym w marcu 2016 roku okupowały one odpowiednio pozycje od 7 do 9.

Mocno za to rozwijają się i zyskują na znaczeniu miasta chińskie. W pierwszej dziesiątce są już trzy: Hong Kong, Szanghaj i Pekin.

O ile Hong Kong od dawna zajmuje regularnie miejsce na podium i depcze po piętach Nowemu Jorkowi i Londynowi, o tyle stolica Chin przesunęła się do czołówki w ciągu 5 lat z odległego 49 miejsca. Szanghaj jeszcze we wrześniu 2015 roku był na 21 pozycji. Bardzo stabilną pozycję w szerokiej czołówce ma także państwo-miasto Singapur.

Dr Karen P.Y. Lai z wydziału geografii National University of Singapore uważa, że azjatyckie huby finansowe nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. – Dynamiczny wzrost azjatyckich gospodarek i dojrzewanie ich rynków finansowych dobrze im wróży na przyszłość. Jednak, według mnie, to potrwa całe dekady, zanim któreś z azjatyckich miast wybije się na pozycję światowego centrum finansów, wyprzedzając Londyn i Nowy Jork – mówi OF dr Lai. Jest ona współautorką analizy „Brexit and Shifting Geographies of Financial Centres in Asia” w której przekonuje, że bezumowny brexit mocno uderzy w Hong Kong, będący obecnie dla świata azjatyckich finansów swego rodzaju bramą do Europy.

Chiny w poszukiwaniu utraconej potęgi

Rosnące znaczenie miast Azji dostrzega również prof. Blake. – Hong Kong, Singapur i Szanghaj to ośrodki, które będą w przyszłości odgrywały na mapie finansowej świata jeszcze ważniejszą rolę, niż obecnie. Największe szanse na zdystansowanie Nowego Jorku i Londynu ma według mnie Singapur. To niesamowite, że w ciągu 50 lat zmienił swój status z małej rybackiej wioski na potężny hub finansowy, a wszystko dzięki niezależnej, ale jednocześnie liberalnej polityce – wyjaśnia wykładowca Cass Business School.

Dr Bryane Michael uważa, że każdy z tych azjatyckich hubów ma inne mocne strony, więc powinny one zacząć grać drużynowo. – Pekin jest niedocenianym centrum azjatyckiej bankowości. Shenzhen doskonali się w obrocie papierami wartościowymi. Hong Kong już dziś niewiele odstaje od Londynu czy Nowego Jorku, podobnie jak Singapur. Gdyby te metropolie postarały się o stworzenie azjatyckiego obszaru finansowego, prawdopodbnie dość szybko przełamałyby duopol londyńsko-nowojorski – przekonuje ekspert Asian Institute for International Financial Law.

Warszawa spętana regulacjami

Raport Global Financial Centres Index 25 przynosi złe wieści dla Polski. Warszawa obsunęła się w zestawieniu z 66 na 70 miejsce. A jeszcze 3 lata temu była na 48 pozycji.

– Jeżeli chodzi o spadek Warszawy, to wynika on po pierwsze z osłabienia warszawskiej giełdy, a po drugie z problemów wynikających z mało przewidywalnych działań nadzoru finansowego. A także, co jest może najważniejsze, z dodatkowych regulacji narzucanych instytucjom finansowym przez Komisję Nadzoru Finansowego i Bankowy Fundusz Gwarancyjny – uważa prof. Hryckiewicz.

GPW potrzebuje fuzji, inaczej będzie stopniowo marginalizowana

– Jeżeli chodzi o pierwszy problem, to brak transakcji inwestycyjnych w naszym kraju spowodował wycofanie się wielu instytucji zajmujących się investment bankingiem. Natomiast dodatkowe obciążenia, które narzucają KNF oraz BFG powodują, że lepiej przenieść działalność instytucji do innego kraju, a w Polsce działać na zasadzie oddziału bądź biura reprezentacyjnego. Kilka instytucji już się zdecydowało na takie kroki. Myślę, że sytuacja może się pogłębić – dodaje ekspertka z Akademii Leona Koźmińskiego.

Z kolei dr Malinowska wskazuje, że w ostatnich latach zmniejszyła się znacząco siła polskich inwestorów, a z parkietu przy ul. Książęcej więcej spółek schodzi, niż na niej debiutuje. – Poza tym rynek obligacji korporacyjnych sektora pozabankowego właściwie się nie rozwija i dalej cechuje się niską płynnością. Ten marazm na rynku finansowym jest odzwierciedleniem wzrostu niepewności w sferze instytucjonalno-gospodarczej w Polsce – wylicza analityk CASE.

Kilkanaście miesięcy temu głośno było w mediach o ewentualnych przeprowadzkach instytucji finansowych z Londynu do Warszawy, jednak tego trendu nie widać. – Polski rynek kapitałowy nie byłby w stanie udźwignąć ciężaru tak wielkich graczy. Mimo że GPW jest największą giełdą w regionie, to sam rynek finansowy jest zbyt płytki i zbyt mały, a infrastruktura finansowa nieprzystosowana do wymagań instytucji, o których mowa – tłumaczy dr Malinowska.

Casablanka liderem w Afryce

Jeśli popatrzymy dokładnie na to, co dzieje się na dalszych miejscach rankingu GFCI, to zobaczymy nieco zaskakujące przetasowania. Na 22. pozycji znalazła się marokańska Casablanka. Według raportu stała się ona najważniejszym finansowym centrum w Afryce.

– Wzrost pozycji Casablanki może wynikać z memorandum, jakie podpisało Maroko z Chinami. Dotyczy ono współpracy i rozwoju hubu dla instytucji finansowych z Chin, Maroko oraz Afryki. Ponadto, Casablanka zreformowała swoje prawo finansowe, dostosowując je do warunków zachodnich. Dotyczy to przede wszystkim nabywania udziałów, wypłat zysków kapitałowych oraz zwolnienia kontrolowanego kursu walutowego – wyjaśnia prof. Hryckiewicz. – Ponadto, łatwiej ma w Maroku przebiegać proces otrzymania statusu rezydenta oraz pozwolenia na pracę. Wiele instytucji finansowych z innych krajów w Afryce zdecydowało się na przeprowadzkę do Casablanki – dodaje.

Jednak zdaniem prof. Campanelli, Casablanka – mimo że jest bardzo ambitna – straci w nadchodzących latach pozycję afrykańskiego lidera na rzecz stolicy Kenii – Nairobi lub południowoafrykańskiego Johannesburga.

– Kenia to afrykański fenomen gospodarczy. Jej PKB w 2018 roku było już równie z PKB Maroka, tymczasem ona rozwija się o wiele szybciej – wskazuje naukowiec z Uniwersytetu w Turynie. Nairobi zadebiutowało w najnowszym zestawieniu GFCI na 97 pozycji.

Nagły spadek Tallina

Nieco szokujący jest spadek Tallina w rankingu GFCI 25 aż o 42 lokaty, na miejsce 94. Zazwyczaj podkreślana jest przecież rosnąca rola tego miasta jako jednego z hubów, gdzie dynamicznie rozwijają się nowe technologie, także w finansach.

– Jeżeli chodzi o Tallin, to wydaje mi się, że chodzi tutaj o zaostrzenie przepisów Unii Europejskiej dotyczących fintechów. To mogło obniżyć pozycję tego centrum finansowego w rankingu – wskazuje prof. Hryckiewicz.

Zdaniem dr Malinowskiej, tak dynamiczny spadek Tallinna w zestawieniu GFCI 25 jest w pewnym sensie czymś naturalnym dla tak młodych ośrodków finansowych. – Indeks giełdy OMX Tallinn od lipca 2018 roku gwałtownie tracił na wartości. W stolicy Estonii jest notowanych tylko 15 spółek. Poza tym lokalizacja Tallinna jest niesprzyjająca, a gospodarka estońska jest bardzo mała – podsumowuje dr Malinowska.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Za mało Europy w G20

Kategoria: Trendy gospodarcze
Brak w G20 takich krajów jak Hiszpania, Holandia, Polska czy Nigeria zaprzecza rozpowszechnionemu poglądowi, że uczestnikami tego forum stały się państwa o największym produkcie krajowym brutto i liczbie ludności.
Za mało Europy w G20